Jeśli zdążyłeś mnie już dobrze poznać, to pewnie wiesz, że sport jest moją pasją i ruch towarzyszy mi nieprzerwanie od kilku dobrych lat. Jest moim lekiem na gorsze dni, jest odskocznią w trakcie pracy, jest czynnością, po której moje endorfiny wystrzelają w kosmos🚀, i czymś, co pozwala mi w pełni zachować zdrowie. I mówi się, że w zdrowym ciele zdrowy duch, i nie wiem jak u Ciebie, ale u mnie doskonale się to sprawdza.
I jak już mogłeś usłyszeć w podcastach lub/ i przy okazji czytania innych wpisów, to wiesz, że nie od początku tak to wyglądało..🫣 Nie lubiłam się ruszać, ćwiczyć, przemęczać, a przy tym pocić — a gdzie tutaj mówić o przyjemności. Ale o tym możesz więcej przeczytać w tym wpisie.
I przyszedł taki czas, w którym przewartościowałam praktycznie wszystko, co na co dzień robię. I wtedy uświadomiłam sobie, że to nie tylko sport, to coś znacznie więcej. 🤔
Kilka lat temu zaczynając tę swoją przygodę ze sportem, ćwiczyłam, bo moją motywacją była wysportowana sylwetka, ale nie tak dawno temu doszło do mnie, że chyba nigdy wcześniej wskakując na matę, nie towarzyszyło mi uczucie, jak to z dziś, co mam na myśli? Euforia, która wylewa się z każdą spływającą kroplą potu po moim ciele, nie taki straszny przeszywający ból w trakcie wykonywania kolejnego powtórzenia i chęć doświadczania tego częściej i częściej.
I nie zwariowałam, o nie! To po prostu staje się normalnością, rzekłabym, że u każdego, w momencie, kiedy:
- zrozumiesz powód, i będziesz szedł z nim w parze przez życie, a po jakimś czasie gwarantuję Ci, że staje się to pewnego rodzaju narkotykiem, którego dosłownie CAŁE CIAŁO zaczyna się domagać,
- dasz sobie czas i pozwolisz sobie na zrozumienie, zmianę podejścia, pauzy, częstotliwości wykonywania i dopasowania rytmu do danego okresu w Twoim życiu,
- zaczniesz ścigać się sam ze sobą, doceniać swoje osiągnięcia i prawdziwie się z tego cieszyć.
I jakim sposobem sport wszedł tak bardzo, że jest on aż 7 dni w tygodniu? 🤩
| PO PIERWSZE |
Rok temu, po kilkumiesięcznej przerwie, kiedy wkraczałam w ten sport kolejny raz, starałam się odnaleźć na nowo sens życia i wtedy pozwalał mi on poczuć drobną radość i napędzić siebie do dalszego działania, dlatego swój kalendarz wypełniałam po brzegi aktywnością, tylko po to, żeby nie zatapiać się w negatywnych myślach i nie dopuszczać ich do swojej głowy.
| PO DRUGIE |
Dzięki coraz częstszym treningom doświadczałam tzw. efektu motyla, czyli tego, że małe zmiany zaczynały przekładać się na inne i przeradzać się w coraz większe — nie bałam się podejmować odważnych decyzji — wręcz ich potrzebowałam. Zaczęłam realizować pomysły, które kiedyś już na wstępie skazałabym na porażkę, tym razem miałam na tyle odwagi, żeby przekształcić je w realne działanie. Drobne aktywności i chęć doładowywania się endorfinami rozlały się na całe moje życie.
| PO TRZECIE |
Poprawiła się moja odporność, kondycja, nie choruję, jestem w pełni sił, czasami czuję, że mogłabym przenosić góry. Pamiętam, że jako dziecko, a później nastolatka miałam częste zjazdy energetyczne, do tego stopnia, że byłam w stanie uciąć w środku dnia drzemkę, nie lubiłam tego stanu. Teraz, nawet pracując kilkanaście godzin dziennie, nie doświadczam żadnego zmęczenia, co więcej sport nie sprawia, że jestem senna, mam jeszcze więcej werwy do działania. Dzięki aktywności moja pewność siebie także zaczęła szybować w górę.
I jak zatem wygląda mój standardowy tydzień treningowy? Będą to tylko i wyłącznie przykłady, które z tygodnia na tydzień zmieniają się w zależności od nastroju, powtarzalności danych ćwiczeń w ciągu tych 7 dni — nie mam sztywnego planu treningowego, dlatego tym bardziej ograniczenia tutaj nie istnieją i zazwyczaj układam go stricte pod siebie.
Ćwiczę zazwyczaj nie więcej niż 20/ 30-minut dziennie, jeśli mowa tutaj o treningach typu HIIT, tabatach, killerach itp., czasami wjedzie coś dłuższego z hantlami lub gumami — wszystko zależy od intensywności moich dni.
Dwa x w tygodniu to czas zarezerwowany na bieganie w terenie. Bieganie zdecydowanie należało do znienawidzonej przeze mnie czynności i długo walczyłam, żeby to zmienić. Dałam temu szansę w listopadzie 2023 roku po raz kolejny (nie zliczę, który już raz), a motywacją wtedy był półmaraton, który wpisałam na bucket listę jako mój mały cel do zrealizowania. I kiedy poczułam tę atmosferę, która towarzyszy tego typu eventom — ludzi w przeróżnym wieku (na widok osób starszych, takich w wieku mojej babci zrobiło mi się podwójnie ciepło), które biegną z uśmiechem na ustach, pełne zapału, ekscytacji, często w grupie innych osób, to wtedy zamarzyłam spędzać czas (także na stare lata) właśnie w ten sposób. Odkąd doświadczyłam tego uczucia na własnej skórze, zaczęłam widzieć w tym niegdyś mozolnym przebieraniu nogami coś więcej.. A szansę i możliwość do spędzania czasu w aktywnym stylu, co przekłada się genialnie na zdrowie, samopoczucie, o które na co dzień staram się z pełną świadomością dbać. I właśnie w ten oto sposób zamieniłam wieczór w klubie na bieganie i przygotowywanie się do kolejnych półmaratonów. 🏃🏻♀️
A tutaj podzielę się z Tobą moim przykładowym 7-dniowym planem treningowym:
Dzień 1
10 km biegu w terenie.
Dzień 2
Najczęściej wybieram ćwiczenia interwałowe typu tabaty do 30 minut z Growingannanas.
Dzień 3
Trening z hantlami na górną część ciała lub na całe ciało.
Dzień 4
2-godzinne zajęcia bachaty, czasami bywa, że oprócz tego zrobię jeszcze szybką dziesięcio/ dwudziesto-minutową tabatkę lub coś na brzuch, jeśli starczy mi czasu przed zajęciami.
Dzień 5
10 km biegu w terenie.
Dzień 6
Trening na całe ciało, zazwyczaj wybieram no jumping, często w połączeniu z ABS.
Dzień 7
30-minutowy stretch i długi, około godzinny spacer. W lecie jazda na rowerze, rolki (typowe cardio).
Jeden dzień to czas zarezerwowany na takie totalne odmóżdżenie, często zamiast niedzieli wybieram jakiś randomowy dzień w środku tygodnia, jeśli czuję, że mam ochotę zrobić sobie pauzę właśnie wtedy. Oprócz standardowych ćwiczeń, ruch jest ze mną praktycznie każdego dnia w drodze do sklepu, paczko, czy jakichś innych punktów, do których zmierzam.
Bez względu na to, czy mam do wyboru podróż autem, zazwyczaj nie szczędzę nóg (no, chyba że czasowo nie wyrabiam i to jedyna słuszna opcja w danym momencie). 🤪
Tym wpisem chciałabym pokazać Ci, że ruch może być przyjemnością. Nie musisz wchodzić na matę przez 7 dni w tygodniu, nie musisz wylewać potów, żeby odhaczyć, że zrobiłaś dzisiaj trening. Kiedyś właśnie tak bym to postrzegała — teraz wyjście na kilkunastominutowy spacer jest dla mnie świetną aktywnością, bo nie samo spalanie kalorii ma tutaj znaczenie.
Ja wybrałam dla siebie taki model, bo uwielbiam to uczucie po treningu, a tabaty, killery, moje znienawidzone niegdyś przysiady weszły mi tak BARDZO w krew, że dzisiaj te treningi (no może nie powiem, że są bułką z masłem), ale wykonuję je z dużo większą swobodną i relaksem niż to było kiedyś..
A jeśli jesteś ciekawy/-a, jakie treningi na co dzień wykonuję, to możesz zaobserwować mnie na Insta — na profilu znajdziesz dawkę inspiracji nie tylko w temacie sportu, ale również poznasz mnie od strony kulinarnej. Czekam tam na Ciebie! 💖
W wyróżnionych relacjach wrzucam propozycje treningowe, które testuję i zazwyczaj dodaję jeszcze jakiś extra komentarz od siebie. A czasem bywa, że pokazuję się do Was na stories.
Możemy motywować się nawzajem i wspierać w tej aktywnej drodze na szczyt. Każdy z nas ma swój wierzchołek, który chce osiągnąć, ale nie jest powiedziane, że musi zmierzać na ten szczyt samotnie — inspirujmy się nawzajem! 🤗 Niech cały świat usłyszy, że WARTO szerzyć właśnie takie zdrowe nawyki, i pracować nad nimi, żeby zaszczepić je u siebie/ u innych na lata, a nie tylko na lato. Masz ochotę na więcej? Wpadnij posłuchać jednego z moich podcastów na kanale. Kliknij link, a przeniesie Cię wprost do tego odcinka.
Trzymaj się ciepło,
Annie
Dodaj komentarz