Drogi pamiętniku…
Jest ostatni dzień pięknego, słonecznego, marcowego dnia. Jesteśmy w odwiedzinach
u rodzinki, a ja wyskoczyłam zaczerpnąć trochę świeżego powietrza. Fajnie jest czasami pospacerować ulicami miasteczka innego niż swoje. Tego dnia dosłownie wszystko podpowiadało mi, żeby oderwać się od jedzenia i wprowadzić w ten dzień choć odrobinę ruchu.
Jak to się stało, że zwariowałam na tym punkcie aż do takiego stopnia? Sama nie wiem! Dzień bez aktywności, to po prostu dzień stracony <joke>. 😝
Wybrałam pobliski park, to jakieś 15 minut piechotą, ale spacer w taką pogodę, to czysta przyjemność. I przyznam wam, że zaplanowałam to dzień wcześniej. Odmóżdżenie głowy, chociaż na chwilę i pobycie ze swoimi myślami „sam na sam” naprawdę potrafi zdziałać cuda. Przyzwyczaiłam się do spędzania czasu w samotności. Całkiem zabawne, trochę jakby ktoś podmienił starą wersję mnie.
Uznałam, że zanim poszukam jakiegoś ustronnego miejsca, w którym mogłabym usiąść
i porozmyślać, napawam się jeszcze tym widokiem, jest tak pięknie i czysto. Moje serce uskrzydla się, kiedy widzę, ile osób przyszło dzisiaj do tego parku. Cudownie jest widzieć, że dzieciaki czerpią jeszcze frajdę z aktywności na powietrzu. To coraz bardziej niecodzienny widok w tych czasach… :((
Pospacerowałam jeszcze kilka minut, i uznałam, że chciałabym w końcu gdzieś się umiejscowić. I jedyny kawałek, który był choć trochę odosobniony, to ta spora górka na wprost mnie, którą zresztą zdążyłam już okrążyć kilka razy. No cóż, postanowiłam, że zaryzykuję wspiąć się tam w tych moich skórzanych kowbojach, i powiem ci, że droga na szczyt zdecydowanie była warta zachodu.
Zdjęłam moją szarą marynarkę, oparłam się o drzewo, otworzyłam dokument z moimi simply wpisami i otoczona naturą, dochodzącym gdzieś z oddali śpiewem ptaków i głosem spacerujących przechodniów zaczęłam przelewać na klawiaturę, co mi właśnie
w duszy gra. Uwielbiam to robić, ale w tym pędzie dnia codziennego, ciężko jest wygospodarować czas, żeby systematycznie prowadzić taki swój, nazwijmy to simply myślnik.
Jest pierwszy dzień świąt, i niespecjalne odczuwam ten klimat. Mam wrażenie, że
z wiekiem jakoś wszystko szybciej przychodzi i odchodzi, dni uciekają, a my robimy się coraz starsi. I kiedy myślę o tym w taki sposób, zdecydowanie bardziej zaczynam doceniać to moje tu i teraz, te chwile, które kiedyś byłyby dla mnie tylko nudną egzystencją, z wiekiem nabierają zupełnie innego znaczenia. Czy to nazywa się starość? 🙃
Dzień za dniem mija, a ja coraz bardziej lubię tę moją „nudną” codzienność, to dodaje mi skrzydeł, to mnie rozwija, najzwyczajniej w świecie cieszy.
I ostatnio doszło do mnie, że to chyba moje pierwsze w życiu takie święta, które są czymś więcej niż tylko dniem wolnym, spotkaniem z ludźmi, których nie widziałam już jakiś czas, rozmowami, leniuchowaniem, jedzeniem itp.. Czymś więcej, bo zaczynam zauważać rzeczy, których do niedawna nie widziałam, kopać głębiej, i rozumieć bardziej.
Obudziłam się o 6:20 (mimo że budzik nastawiłam na 5:30).. Miałam jednak jakieś nieodparte wrażenie, że nie wyspałam się dostatecznie + mrok za oknem nie wskazywał, jakbym miała już wstać (dziś przy stole uświadomili mnie, że to właśnie tej nocy była zmiana czasu, czyli de facto wstałam tak, jak zwykle — a już miałam wyrzucać sobie, że znowu łóżko mnie pokonało i nici z wypracowywaniem mojego nawyku porannego wstawania)… 🥱
Wracając, od rana upiekłam świeżą chałkę do śniadania, zrobiłam francuski i zaczęłam szykować się.. No właśnie, na mszę świętą.
Ciekawe jest to, jak w ostatnim czasie zmieniło się moje podejście w tym temacie, ale rozwinięcie tego wątku chwilę musi poczekać. Zamykam laptopa i spacerkiem wracam do stołu. Dokończę później.. 🙂
| Dzień drugi |
Nie spodziewałam się, że wieczór będzie tak długi. Moje ambitne plany na pierwszy dzień świąt skończyły się.. O właśnie, tylko na planach.. Wróciłam do domu około 20 i potrzebowałam wypić smaczną herbatkę w dobrym towarzystwie — wpadłam do Ewy. Cóż, czasami tak bywa, to tylko 2 dni Anita — take a chill pill, i tak cieszę się, że potrafię i w takie dni wprowadzić ciut tej mojej codzienności, mam wtedy poczucie, że nie pozwalam sobie wypaść z torów.
Dzień drugi zaczął się całkiem podobnie do pierwszego, z takim wyjątkiem, że ten spędzam już w domu. Jest przepiękna pogoda, i to jest idealny moment, żeby wychillować na zewnątrz!
I chyba nie mogłabym wyobrazić sobie lepszego czasu na przejażdżkę rowerową, jak właśnie ten dziś. Wpadłam na pomysł, że wsiądę na rower i po prostu pojadę przed siebie. Zapakowałam koc, wodę, laptopa i wyruszyłam odkrywać nieznane.. Dotarłam do miejsca, w którym jeszcze nigdy nie byłam.
W oddali widzę kilka starych domów, poza tym nie ma tutaj żywej duszy, oprócz pasących się nieopodal zwierząt. Szkoda, że nie możesz poczuć aury tego miejsca, jest naprawdę cudownie. Nie ma tutaj niczego nadzwyczajnego, ale to właśnie tego było mi dzisiaj trzeba! 🫠
I czuję, że teraz jest idealny czas, żeby wrócić do tematu z wczoraj. Pozwól zatem, że to zrobię.
Jeśli znasz mnie prywatnie lub jesteś ze mną w tej mojej simply—podcastowej/ blogowej przygodzie, to pewnie wiesz, że uważam siebie za osobę życzliwą, empatyczną, nieobojętną na cierpienie innych, za osobę, która na co dzień stara się czynić dobro, i z szacunkiem podchodzi do drugiego człowieka. I mimo że jestem chrześcijanką, to raczej zawsze wyznawałam zasadę, że nie wszystko złoto, co się świeci, i to, ile razy będę na niedzielnej mszy, w żaden sposób nie zmieni mnie jako człowieka.. I może tak myślałam, bo zazwyczaj chodziłam tam częściej z przymusu niż dla siebie, i może tak myślałam, bo znam osoby, które siedziały w pierwszej ławce co niedzielę, a wiem, ile krzywdy w życiu wyrządziły innym, i może tak do tego podchodziłam, bo zawsze tłumaczyłam sobie, że szkoda mi czasu na mszę, a ile mogłabym zrobić w trakcie tej godziny.
I powiem ci coś w tajemnicy, od ponad roku, czułam, że jestem bliżej z Bogiem, bliżej niż zwykle. Nie wiem, jak to wytłumaczyć, ale w trakcie spacerów/ kładąc się do snu, łapałam się na tym, że całkiem sporo z nim rozmawiam. Co więcej, nie pamiętam, żebym kiedykolwiek odczuwała potrzebę odwiedzania grobu mojego taty tak często, jak
w przeciągu tego ostatniego roku. Ale teraz czułam, że po prostu potrzebuję tych wszystkich rozmów.
I w tym temacie pewnie nic by się nie zmieniło, gdyby nie.. Właśnie, gdyby nie mój sen,
a śnię naprawdę bardzo rzadko… I może to zabrzmi bajkowo, surrealistycznie, dziwacznie,
i ma prawo, bo przecież to są tylko myśli, jakich tysiące przelatuje nam przez głowę każdego dnia, ale ja chciałabym doszukać się w tym czegoś więcej niż tylko kreacji
w mojej głowie.
Do tej pory zastanawiam się, jak wytłumaczyć takie zjawiska, które nam się przytrafiają,
i może łatwiej byłoby o tym po prostu zapomnieć i nie szukać w tym drugiego dna?
Może i tak, tylko sęk w tym, że ja chyba nie chcę.
Kontynuując...
To był sen, w którym to on zaczął ze mną rozmowę słowami, że okazywanie dobra jest czymś ważnym i bardzo dobrze, że staram się na co dzień je czynić, jednak to jest za mało, i mimo wszystko chciałby, żebym do niego wpadła. I ten sen miał miejsce kilka tygodni wcześniej. Zatem poszłam go odwiedzić, i wsłuchiwałam się bardzo dokładnie
w treść, aż do takiego stopnia, że nie mogłam uwierzyć, w to, co słyszę, — miałam nieodparte wrażenie, że to, co wybrzmiewa na głos, ma jakiś związek ze mną.
W dodatku chyba nigdy wcześniej nie zetknęłam się z tak prawdziwym kazaniem, i chyba tego też mi poniekąd brakuje w kościele. Wzruszyłam się, a raczej to się nie zdarza. Pozwól, że pozostawię to jednak tylko dla siebie.
I myślę sobie, jak bardzo passé i kontrowersyjny temat wybrałam. Ja jednak nie wstydzę się tego, chciałabym, żeby również z takich wpisów składał się ten blog. Wiara jest istotnym elementem w moim życiu, zawsze była, ale na różnych etapach mojego życia przybierała zupełnie innych barw. I mimo że nie lubię się z tym obnosić, to widzę w tym wpisie olbrzymią wartość, dlatego postanowiłam się tym z tobą tutaj podzielić.
Chciałabym bardzo wierzyć, że moja wiara ma głębszy sens i nie jest tylko murowanym budynkiem zwanym instytucją kościelną, składającym się na ludzi, którzy go tworzą. Ostatnie czego bym dla siebie chciała, to wpasowywać się w ramy, tego co dzisiaj modne, na czasie, w trendach — przede wszystkim chcę robić w życiu to, co czuję, że jest zgodne ze mną, i jakbym mogła dać ci jakąś złotą radę, to ta zdecydowanie byłaby jedną z takich.
Słowem zakończenia...
I powiedz mi, jak to jest, że marzyłam o tym miejscu od tak dawna, ale w tamtych latach nie potrafiłam wprawić myśli w działanie, a znalazłam w sobie wystarczająco dużo siły, żeby zacząć tworzyć je w momencie jednego z najgorszych okresów w moim życiu?
Nie mam bladego pojęcia.
I nie skłamię, jak napiszę, że nigdy wcześniej nie czułam, że należę do tego świata bardziej, jak czuję właśnie teraz. I każdemu tego życzę! 🙋🏻♀️
Trzymaj się ciepło,
Annie
Dodaj komentarz