Sport to bez dwóch zdań moja pasja, bez której nie wyobrażam sobie życia, tym bardziej cieszę się, że to jeden z pierwszych wpisów na blogu. Chciałabym opowiedzieć ci więcej o mojej przygodzie ze sportem, początkach, które nie były łatwe i wspomnieć, jak zmieniło się moje myślenie na przestrzeni kilku lat w stosunku do sportu. Na końcu tego wpisu podzielę się z tobą kilkoma radami, które z chęcią udzieliłabym młodszłej sobie.
Zacznijmy od tego, że od zawsze byłam osobą, która lubiła próbować nowych rzeczy, ale nigdy nie czułam czegoś takiego, jak czuję teraz na myśl o sporcie.
Może znasz to uczucie, kiedy w szkole, później na studiach pada pytanie, no to opowiedz nam coś o sobie, a ty gorączkowo szukasz w głowie czegoś, co mogłoby być twoje (albo po prostu byłam bardzo dziwnym dzieckiem, które jako jedyne tak miało) 😅. To uczucie było ze mną przez bardzoo długi czas, wręcz wstydziłam się, że nie mam pasji do grania na jakimś instrumencie, śpiewu, tańca, choć muszę przyznać, że każdej z tych czynności liznęłam i nie jestem jakimś totalnym beztalenciem. Po prostu nigdy nie czułam, żeby sprawiało mi to taką frajdę, z którą chciałabym pójść dalej przez życie. I to też jest spoko. Jednak dopiero po czasie zrozumiałam, że nie każdy musi być dobry we wszystkim i wszystko potrafić najlepiej, bo czasami skupiając się na tysiącu rzeczy, nie potrafimy nawet jednej zrobić dobrze.
Teraz przykładowo śpiew wykorzystuję do nauki języka francuskiego, nucąc sobie pod nosem Garou, którego zresztą słucham od dzieciaka.. Taniec początkowo towarzyszył mi na imprezach, a od niedawna na zajęciach bachaty, która zresztą chodziła mi po głowie już z 2 lata może? 😏😋 Na tamtym etapie mojego życia raczej nie odważyłabym się tego spróbować, zwłaszcza że bachata to sensualność, cielesność i świadomość swojego ciała. Bez dwóch zdań są to nieodłączne elementy tego tańca. Nie wynikało to z tego, że wstydziłam się swojego ciała, tylko wszystko było w mojej psychice, której nie potrafiłam wtedy okiełznać. I kiedy tak naprawdę zyskałam tę pewność siebie? W momencie, kiedy zaczęłam wychodzić ze strefy swojego komfortu, próbować nowych rzeczy, przekraczać własne możliwości (przede wszystkim te w głowie) i czerpać z tego MEGA frajdę.
Znowu wjechałam na jakiś poboczny wątek, ale nie byłabym sobą.. 🙃
No okay, wracając do sportu, nie będzie zaskoczeniem, jak napiszę, że nie od pierwszego treningu zamieniło się to w pasję. Ba, co więcej. Nie znosiłam ćwiczyć w szkole na WF-ie, wręcz szukałam okazji, żeby wykręcić się od ćwiczeń. Ten sport zawsze był w moim życiu, ale bardziej jako coś tymczasowego, np. był okres, kiedy na studiach chodziłyśmy z koleżanką na trampoliny, btw mega polecam! Do dzisiaj wpadam na zajęcia, kiedy mam okazję odwiedzić Poznań. Był czas, kiedy biegałam, ale nigdy dłużej niż kilka tygodni. Zawsze na końcu było, że to nie dla mnie. Rolki, to zdecydowanie coś, co kocham, hmm.. jakoś od 8 roku życia, kiedy mama kupiła mi używaną parę jeszcze z plastikowymi kółkami. W tym temacie nawet udało mi się spełnić jedno z marzeń z mojej bucket listy, o którym wspomnę poniżej. Oczywiście był czas kiedy chodziłam na siłownię, ale to jakieś krótkie epizody w trakcie szkoły, studiów, gdzie bardziej motywował mnie zakupiony karnet niż sam w sobie sport. Nie wiem, jak było/ jest u ciebie, ale będąc studentem, zazwyczaj analizowałam większy wydatek, coby jeszcze starczyło na jakiś wypad ze znajomymi 😁.
Taki przełomowy moment w moim życiu nastąpił w czasie pandemii, kiedy zaczęłam ćwiczyć w domu. Kupiłam hantle, gumy do ćwiczeń, matę i robiłam taki trening kilka razy w tygodniu. Początkowo lubiłam ćwiczyć z Kołakowską, później odkryłam fajne, zagraniczne kanały i tak tkwiłam w tej mojej rutynie, trzymając się dnia, kiedy zbuduje kaloryfer na brzuchu, jak te laski na Insta. Śmieję się, jak to czytam, bo od tego czasu baaardzo zmieniły się moje priorytety. Zwłaszcza że na pewno nie byłabym w stanie kontynuować tego w dłużej perspektywie, mając na uwadzę moją główną motywację. Muszę przyznać, że i tak długo udało mi się kontynuować tę zajawkę ćwiczeniową. Oczywiście były miesiące, w których rezygnowałam z ćwiczeń. Na pewno taką przerwę zrobiłam, kiedy dostałam się na staż we Wrocławiu i brakowało mi czasu na sport (albo znalazłam kolejną wymówkę), w trakcie pobytu w Stanach (ale tutaj z ręką na sercu przyznam, że to było wręcz niemożliwe). Przy tej okazji wspomnę, że akurat w US, ruch był ze mną każdego dnia. Codziennie dojeżdżałam do pracy rowerem pod dość wysoką górkę, jakieś 15 minut, dodatkowo pracowałam fizycznie — całe szczęście, gdyby nie to, myślę, że mogłoby skończyć się to dużą liczbą nadprogramowych kilogramów.
Nigdy wcześniej nie analizowałam, czym jest dla mnie sport i czy chciałabym zostać z nim na całe życie. Trochę robiłam to, jak taki robot, ale jednak z zegarkiem w ręku. Teraz z taką różnicą, że nadal robię jak robot, ale bez zegarka, delektując się tym czasem, najbardziej jak potrafię. Jest to dla mnie swego rodzaju odskocznia od pracy, czas zarezerwowany tylko dla mnie. Ileż to fajnych pomysłów pojawia mi się w głowie podczas treningu, nawet sobie nie wyobrażasz. Wręcz szukam okazji do tego, żeby zamiast auta wziąć rower, nawet jeśli wiążę się to z kilkugodzinną podróżą i kilkunastoma kilometrami, ale totalnie nie patrzę na to w perspektywie czasu straconego. Już nie zliczę, ile razy zdecydowałam się na rower zamiast samochód, mimo średnich warunków pogodowych, mimo jakiś innych przeciwności, które wcześniej byłyby dla mnie dobrą wymówką, żeby jednak pojechać autem.
Często słyszę od innych, że nie potrafią zmotywować się do ćwiczeń samemu. U nas w rodzinie, to raczej ja jestem osobą, która zaraża do aktywności. Sprawia mi to bardzo duży fun, kiedy widzę, że moja rodzina się przy mnie motywuje. Ba, co więcej często wjeżdżają wspólne treningi/ rozciąganie przy niedzielnej kawie, nawet w towarzystwie mojej babci 😁.
W moim przypadku jednak od zawsze było tak, że nie potrzebowałam kogoś lub czegoś, co sprawi, że będzie mi się chciało. Siłownia nie jest dla mnie, bo od pewnego czasu szanuję każdą minutę i chcę możliwie jak najwięcej ich w moim życiu na rozwijanie innych pasji. Ale jeśli to czynnik, który będzie motywacją dla ciebie, zapisz się i spróbuj! Nie jest powiedziane, że to, co mi pasuje, będzie również odpowiednie dla ciebie.
Wreszcie, moją główną motywacją nie jest wyrzeźbione ciało (choć ciekawe jest to, że zaczynam dostrzegać jakieś, nazwijmy to „efekty uboczne” tej ciężkiej pracy), a jest moje ZDROWIE. I co najlepsze w tym wszystkim, potrafię wyobrazić siebie za 20 lat biegnącą półmaraton, w tym samym, lub innym miejscu na ziemi (who knows), ale na pewno w ruchu/ na macie 😌.
Potrafię, dlatego, że wreszcie wiem, po co to robię. Kocham życie i chciałabym, żyć w zdrowiu jak najdłużej będzie mi dane. Właśnie w taki sposób chcę kreować moją przyszłość i piękne jest to, jak świadoma swoich wyborów jestem.
Podsumowując ten wpis, chciałabym udzielić ci kilku wskazówek, które zaszczepiły we mnie miłość do sportu:
1. Szukaj takich aktywności, które lubisz, z czasem testuj, wprowadzaj nowe i sprawdzaj, czy czerpiesz z tego przyjemność. Pamiętaj, że to jest ciężka praca, nie od początku może sprawiać ci to frajdę, dlatego daj sobie CZAS!
Przy tej okazji powiem ci coś jeszcze, ćwiczenia na macie, mimo że nie są łatwe, sprawiają mi dużo większą frajdę niż np. bieganie. Przez ostatnie kilka miesięcy przygotowywałam się do półmaratonu, dlatego motywacja do biegania była duża większa, niż np. jest teraz. W tygodniu robiłam dystans 2x ok. 10 km, nie było łatwo, o nie! Ale za każdym razem, kiedy czułam, że naprawdę mi się nie chce, wyłączałam głowę i włączałam swojego wewnętrznego robota. Dzięki zaadoptowaniu systematycznych treningów w moim planie dnia stało się to troszkę jak AMEN w pacierzu. Mimo moich regularnych treningów na macie, jeśli nie wyjdę pobiegać minimum raz w tygodniu, czuję, że czegoś mi brakuje.
2. Wprowadzaj aktywności w swój plan dnia. To pomaga, nie żartuję! 😋
Nawet jeśli w kalendarzu zapisuję np. ćwiczenia godz. 16:00, a załóżmy, że zaczynam pracę od rana i robię rzecz, która tak pochłonęła moją uwagę, że wolałabym ją dokończyć, a poćwiczyć później, to zamieniam ich kolejność. Fajną rzeczą jest skreślanie pod koniec dnia zaplanowanych rzeczy z listy i to może być dodatkową motywacją, żeby ten trening jednak zrobić.
3. Ucz się odpuszczać, ale w momentach, kiedy czujesz, że naprawdę tego potrzebujesz.
Nie uwierzysz, ale nawet JA mam takie dni. Wiesz co w tym wszystkim jest najtrudniejsze? A to, żeby faktycznie rozróżnić odpuszczanie z powodu lenistwa, bo tak to my moglibyśmy przez 365 dni w roku mówić, że mamy zły dzień, a odpuszczenie, bo naprawdę czujemy, że potrzebujemy resetu, choćby takiego psychicznego. Mogę na palcach jednej ręki zliczyć takie dni, dlatego, że było ich naprawdę mało.. I wtedy najczęściej wychodziłam na spacer, żeby przewietrzyć głowę, czasami nawet uronić łezkę, bo jeśli czujesz, że to ci pomoże, to śmiało, nie bój się dać upust emocjom w ten sposób, a wszystko po to, żeby na drugi dzień powrócić ze zdwojoną siłą.
4. Porównuj się do siebie z dnia poprzedniego.
Muszę przyznać, że kiedyś miałam z tym ogromny problem. Odkąd pamiętam, porównywałam się do kogoś, wmawiając sobie, że ja tak nie potrafię, a to ktoś ma super sylwetkę, lepsze to i tamto. GŁUPOTA! Teraz to wiem. Słuchaj, może to będzie truizm, co teraz napiszę, ale zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mieć lepszą sylwetkę, kto będzie wiedział więcej, kto będzie w czymś lepszy od ciebie.. Zamiast myśleć takimi kategoriami, lepiej nie tracić więcej czasu i wziąć się do pracy, a zobaczysz, jak wiele zmieniło się po miesiącu, roku, kilku latach tej ciężkiej harówy. Najłatwiej natomiast jest powiedzieć, ale ktoś ma sylwetkę niż taką wypracować, bo to naprawdę nie jest łatwe. Robić coś latami wymaga od nas bardzo dużo samodyscypliny, ale tylko sky is the limit, right? 🌞
5. Przekraczaj swoje granice, a zobaczysz na własne 👀 jak niemożliwe, staje się możliwe!
Ja miałam dwa takie momenty, które bardzo utkwiły mi w pamięci. Pierwszym z nich była pielgrzymka rolkowa z W-wy do Częstochowy (to właśnie jest jedno z tych marzeń z bucket listy), 4 dni i blisko 300 km, a drugim był półmaraton, kiedy jeszcze do niedawna zarzekałabym się, że nigdy w życiu nie dam rady przebiec takiego dystansu, NIE MA NAWET TAKIEJ OPCJI!
I co, nie powiem wam, że było łatwo, bo nie było. Wszystko oczywiście jest również kwestią przygotowania, nie zapominajmy o tym, ale to jednak jest wysiłek, więc nie porównam tego do dwugodzinnego spaceru po lesie czy wycieczki rowerowej. To, co chcę napisać przy okazji tego punktu, to raz, że zapisanie się na taki półmaraton naprawdę potrafi człowieka zmotywować do treningu. Przez ponad pół roku nie było tygodnia, w którym nie wyszłabym minimum 2x pobiegać, a to dlatego, że miałam świadomość, z czym się to wiążę. Lenistwo równało się większy wysiłek w trakcie półmaratonu. Dwa, to, że moje granice poszerzyły się na tyle, że czuję, że kiedyś może uda mi się zapisać na maraton (choć na ten moment wiem, że nie ma na to przestrzeni w moim życiu, to nigdy nie mów nigdy 🙃)..
6. Staraj się szukać okazji do spędzenia czasu aktywnie. To jest możliwe, nawet na spotkaniu ze znajomymi! 🚶🏻♀️
Bywają takie dni, kiedy nie mamy czasu na zrobienie treningu, a nasz kalendarz pęka w szwach, bo serio to jeden z tych dni, kiedy jest naprawdę dużo do ogarnięcia. Kiedyś pewnie pomyślałabym, no cóż, trening nie zając, nie ucieknie. Teraz staram się wyszukiwać nawet najmniejszej okazji, żeby choć mały ruch, ale jednak wprowadzić w ten dzień, np. zamiast samochodem, pojechać do sklepu rowerem lub przejść się na piechotę. Niekiedy są dni wyjazdowe, kiedy kilka godzin siedzę w pociągu, a później jest czas zarezerwowany dla znajomych. Często np. po dobrym jedzonku robimy długi spacer po centrum miasta. Jak to mówią, dla chcącego nic trudnego. Nawet w taki sposób można połączyć przyjemne z pożytecznym, grunt to tylko chcieć.
Przy okazji jednej z moich ostatnich lektur dodam jeszcze coś ekstra od autora książki Siła nawyku. Ta pozycja czekała już bardzo długo, żeby w końcu po nią sięgnąć i absolutnie była tego warta. Zacytuję badacza z University of Rhode Island — James Prochaska, który o aktywności fizycznej wypowiedział się tak:
„Nie wiadomo tak do końca, dlaczego tak się dzieje. Ale w wypadku wielu ludzi ćwiczenia fizyczne są nawykiem kluczowym, który pociąga za sobą daleko idące zmiany. Ćwiczenia fizyczne rozlewają się na całe twoje życie. Jest w nich coś takiego, co sprawia, że łatwiej wprowadzamy też inne dobre nawyki”.
Zostawiam cię z tym wpisem, bo wierzę, że wyciągniesz z niego to, co jest najlepsze dla ciebie.
Trzymaj się ciepło!
Annie
Dodaj komentarz