marzenia

,

Czym są marzenia i dlaczego warto je mieć? 🧚‍♀️

Kim byłby człowiek bez marzeń i pasji, dzięki którym wzrasta, czerpie możliwe jak najwięcej z dnia i wręcz nie może doczekać się każdego kolejnego, który jest pierwszym i ostatnim takim dniem w jego życiu?

Powiem ci, byłby chodzącym nieszczęściem – sfrustrowanym, szukającym okazji do zaczepki, pogrążonym w permanentnym smutku człowiekiem, który żyje z dnia na dzień, a każdy dzień jest udręką. 

Może cię teraz zaskoczę, ale testowałam obu tych wersji i nigdy nie pomyślałabym, że jest szansa, żebym ja również mogła zaprojektować je w taki sposób, który dałby mi poczucie spełnienia. Wtedy niekoniecznie miałam ochotę wziąć odpowiedzialność za moje wybory, i wolałam być bierna, narzekać i poddać się tej codziennej rutynie, w nadziei, że jakoś samo się ułoży 🙂. Serio, powtarzałam sobie to, jak taką moją mantrę, a teraz myślę, że guzik — bez naszego działania, nic samo się nie ułoży. 

I wiesz, że pomysł z blogiem pojawił się w mojej głowie jakieś kilka lat temu, jeszcze przed decyzją o rozpoczęciu przygody z Instagramem, ale oczywiście z góry założyłam, że „przecież nie ma opcji, że dasz radę stworzyć sama stronę, a jeśli nawet, to nie sprosta ona Twoim oczekiwaniom.. To nie ma sensu, odpuść Anita, poza tym jest tyle osób, które to robi, jesteś jedną spośród milionów, i dlaczego to właśnie Ty miałabyś być wyjątkowa?” Czyli z serii:
„Jak skutecznie przekonać swój mózg, żeby czegoś nie zaczynać”. Ta myśl wskoczyła do mojej głowy tak szybko, jak z niej prysnęła i już do tego nie wracałam. Uznałam, że to nie dla mnie i odpuściłam temat. Minęło kilka lat i czasami w to nie dowierzam, ale to moment, w którym tworzę dla was wpis na blogu, i myślę o tym, ile czasu zajęło mi, żeby zbudować to miejsce.. I w porównaniu do całego mojego życia, to kropla w oceanie, to coś, w co owszem, włożyłam kawał ciężkiej pracy, ale było krótką chwilą, a która dała mi spełnienie i poczucie sensu, ogrom satysfakcji, że w końcu zaczęłam mniej narzekać, a więcej działać. 

I co ciekawe, ten pomysł wrócił do mnie niczym bumerang w trakcie aktywności fizycznej na początku 2023 roku. Im bardziej wchodziłam w świat sportu, tym częściej, (kiedy ćwiczyłam i myślałam bardzo intensywnie o różnych rzeczach), mój mózg zaczął podsuwać mi wszystko to, czego kiedyś chciałam spróbować, ale bałam się, z obawy przed negatywnym odbiorem innych. I jakby to powiedzieć, z końcem treningu kończył się również mój zapał i każdy plan, który w tamtym czasie przybierał różnych kolorów i był niezaprzeczalnie czymś zarąbistym, tak kilka chwil później wydawał się absurdalnym, głupim, zwariowanym i bezsensownym. 
I nie wiem, może to był również jednej z powodów, dla którego oddałam się temu tak bardzo, bo chociaż w trakcie wysiłku miałam odwagę, żeby o tym marzyć, bo w rzeczywistości cały czas brakowało mi jej, żeby zrobić ten pierwszy krok.

I jako mała dziewczynka uwielbiałam zatapiać się w marzeniach. Jedno z takich moich pragnień wtedy, to było przejechanie się na wielbłądzie, nie pytajcie skąd taki pomysł 😀. Ale zapadł mi w pamięć dlatego, że uwzględniał bliską mi osobę, która dała mi słowo i niestety nie zdążyła tego słowa dotrzymać. 

Później w głowie nastolatki, takim największym marzeniem był zdecydowanie wyjazd jako AuPair do US i ten plan siedział mi w głowie dość długo, bo kilkanaście lat, skok ze spadochronem/ z komina z Dream Jump, z mostu (ten jeszcze czeka na realizację na mojej bucket liście), koncert Sama Smitha, spróbowanie owoców morza, pielgrzymka (wtedy jeszcze nie wiedziałam, że wybiorę się na rolkową), nauka języka, aktywne wakacje, i dużooo innych.. I prawie wszystkie z nich udało mi się zrealizować, mimo że nie miałam wyznaczonego czasu ich realizacji. Wisiały sobie w próżni, do momentu, kiedy znajdą się zasoby lub nadejdzie odpowiedni czas, żeby to zrobić. 

I nie wiem dlaczego, ale najczęściej wybierałam wyzwania, które były związane z adrenaliną i to właśnie w taki sposób udowadniałam sobie, że jestem twardą, pewną siebie babką 🙃. Bardzo często lubiłam przekraczać tę granicę lęku, i to nie było tak, że decydując się na skok, w ogóle nie czułam strachu, bo czułam i to cholerny, do takiego stopnia, że kilka dni przed tym wydarzeniem nie potrafiłam zasnąć ze stresu. Natomiast w chwili, kiedy udało mi się tego dokonać, moje poczucie własnej wartości wzrastało. Czułam ogromną satysfakcję z siebie, że dałam radę pokonać własne bariery, pomimo że często wiązało się to z wyjściem z tej przysłowiowej strefy komfortu, ale to właśnie one utwierdzały mnie w przekonaniu, że jestem czegoś warta. Teraz jednak widzę, że tamte marzenia, wcale nie budowały mojej pewności siebie, albo inaczej, budowały ją tylko na chwilę, a później wracałam do punktu wyjścia. 

To właśnie pasje, które zaczęłam rozwijać, pomogły mi w poczuciu sensu, w odnalezieniu celu i punktu, do którego dążę, w dostrzeżeniu swojej unikatowości, w poszerzaniu wiedzy w dziedzinach, którymi się interesuję, i w których myślę, że jestem dobra. I jak kiedyś, szukałabym okazji, żeby uciec, gdzie pieprz rośnie, od czegoś, co wywoływało we mnie stres (na samą myśl), tak teraz narażam się świadomie na tego typu sytuacje, i przyznam się, że nigdy nie czułam się tak dobrze ze stresem, jak obecnie. I teraz wiem, że rozwój wiążę się bardzo często z doznawaniem emocji, których wcześniej unikałam i nie chciałam stawić im czoła, bo bałam się porażki i tego, że nie sprostam zadaniu. A to w momencie tkwienia w tej przyjemnej strefie, nie dajemy sobie szansy na coś więcej, na doświadczenia, które często budują nas jako ludzi. 

I to właśnie teraz mogę powiedzieć, że moja pewność siebie poszybowała w górę, jak nigdy dotąd. Dzisiaj nie zgodziłabym się z tym, że muszę stanąć na krawędzi ryzyka i lęku (dosłownie), żeby zwiększyć swoją samoocenę. 

Obecnie, moje marzenia są w dużej mierze skorelowane z pasjami. Często sięgając do nich pamięcią, myślę również o osobach, które poznałam na swojej drodze lub które znam już całe życie, ale to właśnie teraz przyszło nam rozwijać niektóre zajawki wspólnie. I tym piękniejsze jest pisanie tej historii z ludźmi, którzy są nam bliscy i podzielają te pasje razem z nami.

Chcę tobie powiedzieć, że każdy dzień jest dobry, żeby zapoczątkować te zmiany. Nie czekaj na idealny moment, bo on może nigdy nie nadejść.
I ostatnio gdzieś przeczytałam, żeby nie mylić procesu myślenia, z procesem działania, bo nawet najlepszy plan na nic się zda, kiedy nie zaczniemy go realizować. I absolutnie się z tym zgadzam. 

Niektóre z moich marzeń czekały wiele lat, żeby wcielić je w życie, ale dzięki temu, że taka myśl w ogóle się pojawiła, udało mi się przejść od niej do działania i teraz widzę, jak WIELKĄ MOC ma to marzenie, podczas gdy podejmuje się ten drugi krok. 

Mam ich naprawdę sporo na swojej liście, i z chęcią podzielę się paroma z nich, żeby następnym razem przyjść tutaj i z szerokim uśmiechem na ustach napisać wam, że udało mi się je urzeczywistnić.

A oto kilka z nich,

  • wybrać się na spacer z alpakami (to może być zabawne, ale bardzo intrygują mnie te zwierzaki),
  • odwiedzenie Francji i rozmowa z lokalsami po francusku,
  • podróż do Nowego Jorku i przemierzenie trasy śladami Kevina podczas magicznego czasu Świąt, dodatkowo usłyszenie chóru gospel (takiego z prawdziwego zdarzenia), 
  • podróż na Dominikanę w bachatowym klimacie. 

I wiele innych, ale o nich może jeszcze kiedyś..

Chciałabym DAĆ CI KOPA do działania i zachęcić cię do poszukiwania pasji, tworzenia mapy marzeń i wcielania jej w życie. To będzie moment, w którym przestaniesz skupiać się na innych i zaczniesz dostrzegać SIEBIE, a w końcu będziesz kreować życie, o którym kiedyś tylko miałeś/ miałaś odwagę marzyć.

Życzę ci, żeby każdy twój dzień był powodem do RADOŚCI! 💚

Jeśli masz ochotę, podziel się ze mną w komentarzu, czym dla ciebie są MARZENIA. 🫶🏻

Trzymaj się ciepło,
Annie

,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *